Bezzałogowe maszyny latające są coraz powszechniejsze w Polskich sklepach z elektroniką, są także często wybierane jako prezent na urodziny czy święta. Na polskim rynku mamy spory ich wybór – od małych do latania w pomieszczeniu bez kamery po duże drony filmowe z 6 i więcej śmigieł. Dla bardziej wymagających istnieje możliwość skonstruowania drona samodzielnie z szeroko dostępnych podzespołów, można w ten sposób dostosować obudowę, liczbę śmigieł, moc silników, czy zaprogramować aparaturę pod swoje preferencje.

W branży wśród gotowych konstrukcji przodują takie firmy jak DJI, Yuneec, Parrot czy GoPro, ale dla amatorów znajdzie się półka niżej w postaci konstrukcji z chin (chociaż DJI też jest chińskim wyrobem!). Do wyboru jest cały przekrój kształtów i kolorów, a ceny zaczynają się od kilkudziesięciu złotych.

MakSYMAlnie dużo

Model X8 PRO firmy Syma to duży (średnica 50cm) i zaawansowany quadrocopter z GPSem, barometrem, kamerą HD czy podglądem na żywo (FPV) i stosunkowo tani, bo kosztuje ok. 600zł w polskiej dystrybucji.

Patrząc na podstawowe parametry sprzęt zapowiada się obiecująco:

  • Częstotliwość: 2.4GHz
  • Liczba kanałów: 4CH
  • Akumulator 7.4V 2000mAh LiPo
  • Czas lotu: około 7-9 minut
  • Czas ładowania: około 2.5h
  • Zasięg: do 150 metrów
  • Kamera: WIFI 720p (z miejscem na kartę pamięci)
  • 6-osiowy żyroskop
  • Tryb inteligentnej orientacji lotu (headless)
  • Osłony śmigieł
  • Tryb zawisu – stałe utrzymywanie wysokości
  • Możliwość zdalnej regulacji kąta kamery
  • Funkcja automatycznego startu / lądowania
  • Automatyczny powrót do nadajnika GPS
  • Podwyższone nóżki do lądowania dla wygodniejszego filmowania
  • Zasilanie nadajnika: 4 baterie AA (nie dołączone do zestawu)
  • Wymiary: 50 x 50 x 19cm
fot. mat. prasowe

W pudełku prócz drona znajdziemy baterię, aparaturę, klips na telefon, kamerę HD, 2 pary śmigieł, osłony śmigieł, klucz do ich montażu, nóżki, śrubokręt krzyżakowy, czytnik kart MicroSD, ładowarkę i instrukcję obsługi – po polsku!

SYMdrom taniości w twardej skorupie

 

W tym miejscu chciałbym zaprosić Was na pełen test…

Chciałbym zaprosić, lecz nie było możliwe jego dokończenie. Zanim jednak przejdę do głównej przyczyny, zacznę od krótkiego opisu i wrażeń organoleptycznych. Syma X8 PRO jest konstrukcją zwartą i dobrze spasowaną. Wyposażona jest w 4 śmigła napędzane szczotkowymi silnikami prądu stałego z przekładnią, nie jest to tak dobre rozwiązanie jak bezszczotkowy napęd bezpośredni. Przekładnia powoduje też głośniejszą pracę. Plastikowe mocowanie śmigieł zaufania nie wzbudza, jednak podejrzanych luzów nie stwierdzono. Obraz z zamontowanej pod dronem kamery HD nie zachwyca, sama jakość, jak i stabilność jest na niskim poziomie, jednakże daje satysfakcję nagrania czegoś i zobaczenia z góry. Kamera jest przymocowana bezpośrednio do drona, co powoduje efekt „galaretki” na filmach, zasilana jest z maszyny za pomocą złącza mini jack. Sam podgląd na smartfonie to tragedia. Fakt, że na iOS aplikacja „Syma FPV” działa dużo lepiej niż Androidzie, nie zmienia faktu, że nie można polegać na wbudowanym FPV – obraz nie jest płynny, a momentami się zatrzymuje, bądź znika. Jest to pewnie spowodowane zakłóceniami, działa bowiem na częstotliwości 2,4GHz – tej samej co sterowanie.

mat. prasowe

Samej aplikacji brakuje chociażby wyświetlania podstawowych parametrów lotu – wysokości, odległości czy stanu naładowania baterii, nie mówię już o wyświetlaniu mapy, bo producent nawet nie przewidział np. opcji „leć do punktu”. Moim zdaniem przeznaczeniem tej zabawki jest latanie na odległość wzroku i tu się sprawdzał przez jakiś czas.

SYMOlot

Na początek warto napisać, że prawie żaden lot nie był pozbawiony momentów utraty stabilności, jednak uznaliśmy, że jest to cecha tego modelu, nie stwarzało to zagrożenia na otwartej przestrzeni. Podczas jednego z lotów jedynie przy próbie automatycznego powrotu (wciśnięciu dedykowanego przycisku), dron utracił chyba poczucie kierunku i zaczął lecieć w zupełnie inną stronę – w drzewa. Po kilku minutach odzyskał orientację i wylądował niemal idealnie w miejscu startu – zadziałał automatyczny powrót przy rozładowanej baterii.

 

Stabilności brakowało też przy puszczeniu drążków i tzw. zawisie, jednak po „wytrymowaniu”, znacznie się poprawiła.

Symą udało nam się polatać zaledwie kilka razy (w sumie 3-4 naładowania każdego z dwóch akumulatorów) na odległość wzroku zasięg był bezproblemowy, na komendy reagowała dość żwawo, zwłaszcza w trybie „szybkim”, wtedy ciężko było ją opanować, dlatego większość lotów wykonywana była na „beginner mode”, czas pracy na baterii podany przez producenta, pokrywał się z rzeczywistym, trzeba jednak odjąć czasami do 2 minut na kalibrację, która nie zawsze udawała się za pierwszym razem.

PodSYMOwanie

Dlaczego pół testu?

Któregoś dnia zaraz po starcie Syma zaczęła ponownie wariować, bez wyraźnego powodu kolejny raz postanowiła się usamodzielnić, urwała się z wirtualnej smyczy i wzięła kąpiel w Wiśle. Sprzętu nie udało się uratować, mogliśmy się natomiast przekonać, że drony nie potrafią pływać.

Po tym zdarzeniu dziennikarska ciekawość wzięła górę i przyjrzeliśmy się tematowi – co mogło być przyczyną nieoczekiwanej utraty kontroli? Okazuje się, że nie tylko nasz model miał podobne problemy, a prawdopodobnie wynikają z winy producenta. Po przejrzeniu kilkunastu wątków w internecie oraz filmów na YouTube, wniosek jest jeden – wada fabryczna. Kontakt z polskim dystrybutorem niestety nie przyniósł rezultatów – nie otrzymaliśmy odpowiedzi, natomiast sklep, w którym nabyliśmy maszynę, zobowiązał się podjąć próbę kontaktu z producentem.