Fani technologii spod znaku nadgryzionego jabłka zapamiętają ten dzień na długo. Dziś bowiem, na wirtualnej konferencji, zapowiedziano nowe systemy operacyjne, iOS stał się iPhoneOS, a macOS dostanie pierwszą od dwóch dekad, całkowicie nową wersję główną. macOS 11.0 o kryptonimie  Big Sur stał się faktem, a wraz z nim – plotki o tym, że do wnętrza Maców trafią procesory ARM.

ARMowe Maci – ewolucja, nie rewolucja. 

Wbrew wcześniejszym obawom – które sam głosiłem – tym razem Apple konwersje zamierza przeprowadzić w sposób mniej inwazyjny dla użytkowników, niż miało to miejsce czternaście lat temu. Na rynek trafią w tym roku pierwsze komputery wyposażone w jednostki centralne produkcji Apple, ale oprócz procesorów z Cupertino, w sprzedaży wciąż znajdować się będą także te z układami z Santa Clara. Prawdopodobnie Apple szykuje też nowe produkty z procesorami niebieskich. 


Wykres wydajności

 Wygląda więc na to, że Apple podąża drogą Microsoftu i zamiast systemu jedynie na procesory ARM, wydaje system również  na procesory ARM. Deweloperzy dostaną kilkanaście miesięcy na przeportowanie swoich aplikacji na nowe komputery, a pomoże im mała jednostka przypominająca Maca Mini, ale wyposażona w procesor A12 Bionic, 16GB pamięci operacyjnej oraz 512GB SSD. Niestety, wszystko wskazuje na to, że komputery na architekturze ARM będą całkowicie pozbawione możliwości rozbudowy po zakupie. 

Na plus należy zapisać jednak, że  wydajność nowych procesorów zapowiada się obiecująco – Apple zaprezentowało pracę w programie Photoshop na pliku PSD o objętości 5 gigabajtów (!). Całkowicie płynnie. Nad pakietem office na ARMowe Maczki pracuje Microsoft, a odpowiedzialny w Apple za oprogramowanie Craig Federighi twierdzi, że „dla większości programistów przeportowanie aplikacji to kwestia kilku dni”. Jest to nieduża cena za  tak niezrównany stosunek wydajności do poboru energii, jaki obiecuje Apple. 


macOS Big Sur – nowy macOS po niemal dwóch dekadach!

Tegoroczne wydanie macOS przyniesie wielkie zmiany – nowa architektura, nowy język wizualny, nowe widżety aż wreszcie: nieodległą możliwość uruchamiania aplikacji z iPhoneOS i iPadOS. Przyznam, że nie jestem fanem mobilnych aplikacji na desktopie, ale liczby mówią same za siebie. Apek na mobilne jabłka jest kilkanaście razy więcej, niż na te biurkowe.

Nowy język wizualny macOS wyraźnie przypomina ten, który możemy obserwować na iPadach. Jest kolorowo i świeżo, a system wygląda nowocześnie. Podobieństwo do iPadOS ma także sugerować, że nowy macOS o krok zbliża nas do momentu, gdy z tej samej aplikacji będziemy korzystać na telefonie, tablecie i komputerze. Pomysłu, który zaprezentował Microsoft wraz z Windowsem 8, ale nie potrafił przekonać do niego użytkowników. Pomysłu, który dziś u użytkowników „pro” powoduje na twarzy grymas, ale za parę lat pewnie będziemy się z tego grymasu śmiać. Zmiany te Apple uznało za na tyle ważne, by wreszcie – po prawie dwóch dekadach – przeskoczyć z wersji 10 na 11. 

To kiedy te nowe Maczki?

Komputery oparte o własne procesory Apple planuje jeszcze w tym roku. Prawdopodobnie nie będą to jeszcze w pełni dojrzałe, konsumenckie rozwiązania, ale z pewnością komputery interesujące. Czekamy z niecierpliwością aż bliżej im się przyjrzymy!