Android to w chwili obecnej dominujący system mobilny – co do tego chyba nie ma żadnych wątpliwości. Pozostali, liczący się gracze, to iOS z obozu Apple oraz produkt Microsoftu – Windows Phone – zamykający podium, z ogromną zresztą stratą w stosunku do konkurentów. Ale czy zastanawialiście się kiedyś – jakie są przyczyny takiej popularności Androida? I w jaki system operacyjny wyposażone byłyby urządzenia, które masowo zalewają półki mniej lub bardziej wyspecjalizowanych sklepów? Ja się zastanawiałem i, moim zdaniem, sytuacja mogłaby być ciekawa.
TO BYŁO PONAD 7 LAT TEMU….
Rok 2007. Szczytem lansu na Instagramie byłaby Nokia N95 – byłaby, gdyby nie fakt, że Instagram powstał dopiero trzy lata później. Nokia, która w marcu wypuściła bardzo dobrze przyjętą dziewięćdziesiątkę piątkę, jak i doskonały, biznesowy model E51, sprawiała wrażenie przekonanej o swojej absolutnej, niezachwianej dominacji na rynku smartfonów. Rok 2007 był zresztą jednym z lepszych dla Symbiana, bowiem telefony sprzedawały się świetnie, miało miejsce sporo głośnych premier programów, zaczęły powstawać coraz bardziej rozbudowane gry 3D, zaś wypchany technologicznymi nowinkami sprzęt dawał dobre nadzieje na przyszłość. I nawet listopadowa premiera iPhone’a zdawała się nie ruszyć spokoju zarządu fińskiego koncernu.
NIE WSZYSTKO JEDNAK ZAGRAŁO.
Na fińskiej platformie było niemal wszystko, czego można oczekiwać od smartfona. Szeroko reklamowane przez LG sterowanie telewizorem za pomocą smartfona? Oczywiście, było na Symbianie. Odtwarzacz, odtwarzający niemal wszystkie pliki multimedialne? Jest. Oprogramowanie wyświetlające wszystkie dane na temat stacji bazowej, z którą łączy się telefon? Bez problemu. Ilość oprogramowania na mobilny system z północy była dosłownie nie do zliczenia. I to jest właśnie pierwszy z problemów, który spotkał Finów – niezliczona ilość oprogramowania. Niezliczona, bo nie było jednego, centralnego repozytorium oprogramowania jak u Apple. Było więc wiadomo, że na Symbiana jest bardzo dużo programów i gier, ale nie było wiadomo konkretnie ile ich jest. No a to problem, bo ludzie kochają liczby.
„Niepoliczalność” aplikacji na Symbiana to był jednak marginalny problem w porównaniu z tym, z czym na co dzień musieli się mierzyć użytkownicy Nokii N-Series oraz E-Series. Przypominam, był rok 2007, czyli kilka lat zanim na kontach abonenckich szeroko zagościły przepastne pakiety Internetu. Kiedy więc pojawiała się potrzeba instalacji jakiejś aplikacji, wtedy użytkownik Nokii włączał… przeglądarkę i zaczynał poszukiwania. Oprogramowanie było bowiem dystrybuowane przez każdego Twórcę niezależnie, zatem to rodziło kolejne problemy – kiedy już dotarło się do szukanego programu czy gry, okazywało się często, że autor życzy sobie zapłaty w formie, która jest dla potencjalnego kupca niedostępna. W tamtych latach PayPal był dostępny oficjalnie tylko w kilku krajach, a zdobyć kartę płatniczą z funkcją płatności elektronicznych było znacznie trudniej niż teraz. O tym, że duża część użytkowników po prostu nie potrafiła samodzielnie zainstalować aplikacji na swojej Nokii, już nie wspomnę.
AŻ DZIW BIERZE, ŻE NOKIA NIE ZORGANIZOWAŁA SKLEPIKU Z OPROGRAMOWANIEM.
To znaczy: zorganizowała. Ale miało to miejsce dopiero w maju 2009, czyli dwa lata po debiucie iPhone i ponad pół roku po premierze Androida. Może się wydawać, że to niewiele znaczyło – ale wtedy karty były już w zasadzie rozdane. Symbian, system weteran, pod względem bazy oprogramowania w swoim Ovi Store wyglądał jak świeżak w porównaniu do sporej bazy oprogramowania w Android Markecie. Ponadto – Ovi Store był wyłącznie stroną internetową, więc instalację oprogramowania użytkownik musiał przeprowadzić samodzielnie – a przecież można było wydać aktualizację systemu z wbudowanym Ovi Store, w ostateczności – wydać sklepik jako program do samodzielnej instalacji.
CZY NOKIA I JEJ SYMBIAN MUSIAŁ PRZEGRAĆ?
Niekoniecznie. Pod koniec ubiegłej dekady, gdy pojawiło się sporo nowych graczy w przeciągu zaledwie dwóch generacji, użytkownicy byli mocno zdezorientowani. Klient przychodzący do salonu po nowy telefon zastawał sytuację całkowicie odmienną, niż dwa lata wcześniej. Wstrzymywał się więc z zakupem, po czym rozpoczynał rekonesans w sieci – a co najłatwiej porównywać? Bingo! Liczby! Zaś te przemawiały na korzyść systemu z Mountain View. Do dziś głównym argumentem fanatyków Androida jest liczba dostępnych aplikacji. Ludzie z Google to wiedzieli, więc tylko nakręcali spiralę – organizowali konkursy dla programistów, oferowali darmowe SDK, a nawet liczyli poszczególne wersje językowe jednej aplikacji jako osobne programy. Przez długie lata nie usuwano także śmieciowych aplikacji (pierwsza fala czystek nastąpiła dopiero w 2013 roku).
Zarząd Nokii w tym momencie stał i przecierał oczy z niedowierzania. Zaledwie półtora roku – tyle czasu wystarczyło, aby Google odbiło palmę pierwszeństwa fińskiemu gigantowi, który coraz bardziej walił się pod ciężarem własnym, jak i ciężarem błędnych decyzji zarządu. Tym bardziej, że za całą rewolucją stało nie Google, lecz… Apple. Początkowo bowiem, Android planowany był jako system klasyczny, obsługiwany malutkim trackballem czy też zwyczajnym klawiszem kierunkowym. Jednak od czasu premiery iPhone, ludzie zapragnęli jednego – wielkiego, kolorowego, dotykowego wyświetlacza. Cena produktu z Cupertino sprawiała, że konsumenci szukali alternatywy – a tą zaoferował im Google, który, wykorzystując brak wieloletnich naleciałości, szybko przemodelował UI swojego systemu pod obsługę za pomocą dotyku. Finom szło to znacznie gorzej, bowiem chcieli oni zachować kompatybilność ze starszymi aplikacjami
Nokia jednak nie złożyła broni, zapowiadając dotykową odsiecz w postaci modelu N8. Opóźniająca się premiera działała jednak tylko na korzyść Androida, który miał dodatkowy czas na powiększanie swojej bazy aplikacji. Kiedy ostatecznie, w październiku 2010, Nokia N8 trafiła do sklepów – było już dla niej zdecydowanie za późno. I nie pomogło to, że n-ósemka oferowała znacznie lepszą responsywność, feeling obcowania ze sprzętem był lepszy, niż w przypadku Androida, a sprzętowo produkt Nokii błyszczał. Ostatniego, topowego przedstawiciela N-Series zabiła zbyt późna premiera i cena, którą ustanowiono zdecydowanie zbyt wysoko – niebezpiecznie blisko kwoty, jaką żądało Apple za swojego iPhone’a. W tym samym czasie, sprzęty z Androidem, jak na przykład HTC Desire, były sporo tańsze. Niewiele po premierze Nokii N8, fińska firma zawarła partnerstwo z Microsoftem, w efekcie czego powstała seria Lumia. Oznaczało to śmierć Symbiana (choć użytkowników nie pozostawiono „na lodzie” – dostali jeszcze kilka aktualizacji) i koniec suwerenności Nokii. Dawny gigant zrównał się tym samym z HTC czy też LG.
MOŻNA BYŁO JEDNAK TEGO UNIKNĄĆ.
Dzisiaj, przeciwnicy Windows Phone większość dyskusji sprowadzają do jednego – zawartości sklepiku. Ich zdaniem Android wychodzi obronną ręką z każdego porównania, gdyż ma tysiąc miliardów aplikacji. Ale co by było, gdyby Nokia nie popełniła jednego, jedynego błędu i wprowadziła Ovi Store na rynek dwa lata wcześniej? Otóż – moim zdaniem – dziś, zamiast Androida, rządziłby Symbian. Windows Phone także bez wsparcia Nokii nie zdobyłby nawet swoich paru procent, zatem to fiński system mierzyłby się z iOS w dzisiejszych rankingach.
Można z tego wyciągnąć jeszcze inne wnioski – czasami to, co jest najpopularniejsze, niekoniecznie jest najlepsze. Kupując smartfona, wiele osób nie patrzy nigdzie indziej, niż na poletko Googla i Apple’a – a przecież są jeszcze inne propozycje, takie jak wymieniony już Windows Phone czy równie dobry BlackBerry OS. Pamiętajmy więc – nie ilością aplikacji człowiek żyje, a gdyby to właśnie ilość decydowała, to nawet Android nie zdobyłby dzisiejszej popularności. Wszakże miał wieloletnie zaległości w stosunku do ogromnej bazy aplikacji Symbiana…
Tekst przeniesiony ze starego InsightWeb i może być nieaktualny.