Modliszka – tak zdecydowała się nazwać swojego najnowszego drona firma Yuneec. Trend na małe bezzałogowce nie mija, z roku na rok czołowi producenci prześcigają się w nowych rozwiązaniach wdrażanych w swoje maszyny. Ceny spadają, a jakość rośnie, czy tak jest również w przypadku wielowirnikowca Mantis Q? Dowiecie się z tej recenzji.

Niezły towarzysz podróży.

Mantis Q to przedstawiciel dronów rekreacyjnych, wakacyjnych czy też tzw. latających selfie sticków. Przeznaczony jest dla entuzjastów zdjęć w plenerze. Dzięki niewielkim wymiarom, zmieści w większej kieszeni, plecaku czy torbie fotograficznej, tuż obok podstawowego sprzętu foto. Po rozłożeniu mieści się na powierzchni zbliżonej do kartki papieru formatu A4, przy czym jego masa startowa to zaledwie 480 gram. Co nam to mówi? Według przepisów, pod pewnymi warunkami można nim latać w terenie zabudowanym, gdzie dokładnie? Odsyłam do aplikacji Droneradar dostępnej na iOS i Androida, pomocna może być też strona http://lotnik.org/strefy/.

Yuneec zdecydował się również zaimplementować w swoim dronie zabezpieczenie w postaci blokady lotów w strefach zakazanych(no-fly-zone), są to jednak jedynie lotniska oraz obiekty o najwyższym poziomie ochrony. W porównaniu do DJI, postawa Yuneeca w tej kwestii jest bardziej liberalna.

pomocna może być też strona http://lotnik.org/strefy/

Biedy nie ma, szału też.

Opakowanie sklepowe to karton utrzymany w szaro-czarnej stylistyce, od początku zdradza zawartość, a ta w podstawowym zestawie przedstawia się następująco: quadcopter, aparatura, jeden akumulator, komplet zapasowych śmigieł wraz ze śrubkami mocującymi, HUB na 3 akumulatory, ładowarkę oraz kilkunastocentymetrowy przewód USB typu C do połączenia aparatury ze smartfonem. Przewód lightning czy mikro USB musimy załatwić we własnym zakresie.

Zestaw rozszerzony (X-pack) oferuje dodatkowo 2 akumulatory, jeszcze więcej śmigieł, bo 4 kolejne(czyli łącznie 2 zapasowe komplety) i torbę transportową. Mniejszy z kompletów został wyceniony na 2145zł, koszt większego to 2575zł.

Zestaw rozszerzony (X-pack) oferuje dodatkowo 2 akumulatory, jeszcze więcej śmigieł, bo 4 kolejne(czyli łącznie 2 zapasowe komplety) i torbę transportową. fot. inf. prasowe.

Kompromisy… kompromisy wszędzie.

Skupmy się na samym Mantisie. Obudowa wykonana jest z dobrze spasowanego plastiku, koloru czarno-szarego ze srebrnymi akcentami, nic nie trzeszczy, ani nie ugina się nadmiernie – jest solidnie! Akumulator umieszczony u góry, tuż przy podświetlanym włączniku, siedzi pewnie. Mocowanie ramion również wydaje się porządne, rozkładają i składają się z należytym oporem. Na ich końcu znajdziemy bezszczotkowe silniki ze śmigłami przykręconymi na dwie śrubki. Może nie jest to najwygodniejsze i najszybsze rozwiązanie wymiany śmigieł, jednak taka potrzeba zachodzi tylko w przypadku ich uszkodzenia, do transportu je zwyczajnie składamy. Na ramionach od spodu Yuneec umieścił diody, z których można odczytać status oraz wizualnie zorientować się w pozycji drona, gdy znajduje się nad nami.

Wspomniałem wcześniej o akumulatorze – jest to konstrukcja litowo-polimerowa o pojemności 2800mAh – sporo. Pozwala to według producenta na 33 minuty lotu – przy bezwietrznej pogodzie i stałej prędkości 25km/h. Nasze testy wykazywały rozładowywanie się Modliszki do 15% w czasie ok. 25 minut, przy czym dronem można dalej latać, w pierwszej kolejności jednak próbuje wykonać powrót do miejsca startu(RTH). Myślę, że realnie jesteśmy w stanie uzyskać 30 min. lotu, co przy zakupie X-packa daje już 1,5 godziny zabawy – to jest coś! Jeśli chcielibyśmy nabyć zestaw podstawowy i później rozbudować go o elementy droższego pakietu to jest taka możliwość. Koszt akumulatora to 258zł, na torbę transportową musimy wydać również 258zł, zapasowe śmigła to koszt 52zł/kpl (ceny brutto ze sklepu yuneec.pl).

Warto dopowiedzieć, że akumulatory nie są inteligentne, oznacza to, że nie sprawdzimy poziomu naładowania bez sparowania drona z telefonem, a także nie zadbają o samoczynne rozładowanie do poziomu wymaganego do przechowywania(ok. 60%). Jest to o tyle ważne, że sprzęt jest przeznaczony na rynek konsumencki i nie wszyscy wiedzą jak obchodzić się z litowo-polimerowymi ogniwami. Plus jest taki, że nie zbankrutujemy dokupując kolejne. Ładowanie akumulatora zawsze odbywa się poprzez dołączony HUB, nawet jak mamy tylko 1 pakiet. Producent poniekąd w gratisie na starcie dodaje możliwość rozszerzenia ilości baterii bez późniejszego kupowania kosztownych przejściówek czy rozdzielaczy. Jest jednak jeden haczyk – akumulatory ładują się jeden po drugim, a nie wszystkie naraz. Za to od 15% do pełna, naładują się w ok. 45 minut, co daje niecałe 2,5h na 3 akumulatory – bardzo dobry wynik!

Wracając do samego drona, pliki zapisywane są na karcie mikro SD. Mantis nie ma żadnej pamięci wbudowanej, jednak w prezencie dostajemy kartę o pojemności 16GB – dobry krok. Gniazdo znajduje się na prawym boku, karta siedzi na „klik”, nie uświadczymy też żadnej zaślepki. Tuż obok jest gniazdo USB-C, za pomocą którego skopiujemy dane z karty bez wyciągania jej. Przeciwległy bok uzupełniono o nalepkę z kodem QR i dane do parowania się dronem przez WiFi. Nie wiem czy tak powinno być, ale prawie za każdym razem trzeba było parować drona kodem, zaledwie kilka razy zdarzyło się, że ustawienia zostały zapamiętane. Trwa to też zdecydowanie za długo. Każdorazowe czekanie aż urządzenia się „dogadają”, może niektórych zniechęcić do wykonania ujęcia.

W prawo, w lewo i… w drzewo.

Spód wyposażono w czujniki ultradźwiękowe oraz kamerę do ustalania odległości od podłoża i pozycji – są to jedyne sensory w całym dronie. Czujniki służą do oceny odległości od podłoża podczas lądowania, a także obsługi trybu IPS czyli System Pozycjonowania Wewnątrz Pomieszczeń – dedykowany, jak sama nazwa wskazuje do latania w pomieszczeniach, gdzie jest słaby zasięg GPS. Maksymalna prędkość osiągana w tym trybie to 15km/h. Podczas lądowania czujniki spisują się znakomicie, choć mógłby to robić łagodniej. Osobnym tematem jest wymieniony system IPS. Przetestowany został na kilku powierzchniach, wewnątrz i na zewnątrz, przy dobrym oświetleniu i słabym. Wyniki mnie nie zachwyciły, zamysł był dobry, jednak wykonanie to odrębna kwestia. Dron dryfuje w poziomie, jak i w pionie, robi to co prawda powoli, ale nie jest w stanie utrzymać się w jednym miejscu przez więcej niż 10 sekund. Często musiałem go ratować przed kolizją ze ścianą, barierką czy drzewem. Ba, nawet jak wleciał nad obiekt o zupełnie innym kolorze, kształcie czy fakturze, nie był w stanie tego wychwycić. IPS jest zdecydowanie do poprawki, może to tylko kwestia algorytmów w oprogramowaniu.

Przód Modliszki uzbrojono w kamerę o rozdzielczości 4K i matrycę o wielkości 1/3 cala. W trybie full HD dostępna jest elektroniczna, 3-osiowa stabilizacja, radzi sobie średnio przy filmowaniu na wietrze, zaś przy bezwietrznej pogodzie i unikaniu gwałtownych przechyłów, jesteśmy w stanie uchwycić płynne ujęcie. W tym trybie dostępny jest również klatkarz 60fps. Obiektyw kamery możemy skierować  90 stopni w dół, i 20 stopni w górę – daje to możliwość wykonywania wyjątkowych ujęć. Kąt widzenia na boki to 117 stopni. Brak mechanicznej stabilizacji może być głównym argumentem „przeciw” przy wyborze drona, jednak pozytywnie wpływa na kondycję akumulatora, a co za tym idzie – czas lotu.

Podczas niemal całego okresu testów, dokuczał silny wiatr oraz mgła (jesień nie rozpieszcza), sam dron dobrze sobie radził nawet z silniejszym naporem. Myślę, że była to dobra okazja do przetestowania awioniki i ten test został zdany na 5. Porywy niestety spowodowały spadek jakości nagrań. Nie miałem wiele okazji do latania w dobrych warunkach, na podglądzie widać każdy spadek stabilności drona oraz najmniejszy podmuch wiatru. Przy wykonywaniu zdjęć jest to mniej odczuwalne, dlatego wielowirnikowiec od yuneeca należy traktować jako sprzęt do fotografowania z powietrza, a funkcję filmowania uznać za dodatek. Wykonywanie zdjęć to główne przeznaczenie tego drona, sugeruje to chociażby 13 megapikselowa matryca, tryb RAW czy funkcja ręcznego ustawiania ekspozycji – daje to sporo możliwości! Jakościowo jest dobrze. Zdjęcia w słoneczny dzień są dość szczegółowe i ostre, szybko jednak wraz z zapadaniem zmroku tracą na jakości, ujawnia się wady małej matrycy – szum, zniekształcenia i obrazek przestaje być ostry. Format RAW trochę ratuję sytuację, zachowuje więcej informacji, w stosunku do JPG. Ciekawostką, ale też niedogodnością, która występuje podczas fotografowania w RAWach to spora winieta i dystorsja w pliku wynikowym, świadczy to, że obraz faktycznie odczytywany jest bezpośrednio z matrycy i nie ma ingerencji algorytmów w jakość fotografii. Z drugiej strony szkoda, że konstruktorzy nie pomyśleli nad zmianą obiektywu.

72km/h – robi wrażenie!

Sterowanie maszyną jest możliwe na kilka sposobów – dołączoną aparaturą oraz smartfonem – wirtualnymi gałkami, przechylając smartfon, bądź głosowo. Podstawową kontrolę drona oparto na sterowniku PX4, który można dowolnie modyfikować, co zapewne zostało uczynione. Aparatura jest mała, ale poręczna i ergonomiczna. Plastik z jakiego wykonano kontroler, jak i spasowanie stawiam na podobnym poziomie co drona. Przyciski są w odpowiednich miejscach i nie ma ich przesadnie dużo. Z przodu gałki do sterowania, ustawienie domyślne jest standardowe – lewy drążek – góra, dół i obracanie wokół własnej osi. Prawa – przód, tył i przechylanie na boki. Są one też wciskane – na lewej można zaprogramować jedną z kilku akcji, prawa to hamulec – po wciśnięciu dron stara się jak najszybciej zatrzymać, jest to bardziej skuteczny sposób na zatrzymanie, niż odwrócenie kierunku lotu. Drążki to jeden z dwóch elementów, wyglądających słabiej od reszty, sprawiają wrażenie niespójności z resztą kontrolera, odczuwam wrażenie, jakby były wykonane z tandetnego plastiku. Dwukolorowy design wskazywałby na możliwość ich odkręcania, są jednak zamocowane na sztywno. Szkoda, że przy tak kompaktowej konstrukcji drona, nie pomyślano o takim detalu. Opór jest wyraźny i dobrze pozwala wyczuć maszynę. Dodatkowo nie obracamy nimi po okręgu, a ośmiokącie – wycięcia dookoła zwiększają precyzję sterowania.

Pomiędzy drążkami znalazł się składany uchwyt do smartfona – podgląd mamy u góry kontrolera, co jest chyba bardziej intuicyjne i wygodniejsze niż w konkurencyjnym Mavicu Air, gdzie uchwyt jest na dole. Samo wykonanie uchwytu jest średnie, część ruchoma wydaje się być słaba. Całość mogłaby dodatkowo odchylać się trochę bardziej, zdaję sobie jednak sprawę, że wówczas smartfon zasłaniałby antenki, co przełożyłoby się na skrócenie, bądź utratę zasięgu. Duży plus za pomysł i formę wkomponowania go w kontroler. Po rozłożeniu uchwytu znajdziemy włącznik oraz diody stanu naładowania i statusu połączenia z dronem. W dolnej części kontrolera jest jeszcze przycisk RTH oraz przełącznik trybu – Angle i Sport. Tryb standardowy pozwala nam osiągnąć prędkość zaledwie 21,6km/h, mówię zaledwie, ale do fotografowania i ujęć wideo – wystarczająca. Program sport pozwala za to na rozwinięcie aż 20m/s czyli 72km/h – robi wrażenie? Uwierzcie, robi!

Tył kontrolera, obsługujemy palcami wskazującymi. Prócz przycisków do nagrywania i wyzwalania migawki oraz pokręteł do zmiany kąta kamery oraz ekspozycji, mamy tu również składane anteny. Są też porty USB – do ładowania i komunikacji ze smartfonem. Akumulator wbudowany w aparaturę ma pojemność 3000mAh, po wylataniu dwóch akumulatorów dronowych, miał jeszcze 3/4 energii.

Zasięg aparatury, jaki deklaruje producent to 800 metrów w trybie CE i 1,5km w trybie FCC, mnie udało się osiągnąć 350m, po których podgląd obrazu został zerwany. Była to dość ryzykowna próba, jednak założyłem, że Yuneec przewidział taką sytuację i zabezpieczył użytkownika przed utratą sprzętu. Faktycznie Mantis po utracie zasięgu zaczął wracać. Gdy podgląd z kamery pojawił się ponownie, można było przerwać dalszy powrót i przejąć kontrolę nad statkiem powietrznym. Co ciekawe, do czasu całkowitego zerwania zasięgu podgląd jak i sterowanie działały bez zarzutu, nic nie wskazywało, że za chwilę stracimy kontrolę. Wskaźnik zasięgu teoretycznie powinien pokazać ile jeszcze możemy się oddalić, jednak w moim egzemplarzu był mało precyzyjny, działał zero-jedynkowo. Maksymalna wysokość na jaką pozwoliłem się wznieść Modliszce to 100 metrów – tyle było domyślnie ustawione w aplikacji, nie było potrzeby go zwiększać, gdyż do takiej wysokości jest wprowadzone ograniczenie w okolicy, w której wówczas latałem.

Kopia DJI GO? Świetnie!

Aplikacja, która obsługuje Mantisa Q, to dedykowany soft, tylko pod niego. Szkoda, że producent tak się rozdrabnia na kilka appek do różnych dronów. Dostępna ona jest oczywiście na iOS w wersji minimum 9.0 i Androida 5. Co ciekawe na iOS działała sporo gorzej, niestabilnie, potrafiła się wysypać, mimo starego Androida 6 na drugim urządzeniu.

Interfejs przypomina ten z produktu konkurencji – DJI Go i bardzo dobrze! Aplikacji nie mam właściwie nic do zarzucenia. Znajdziemy tu podgląd obrazu z kamery, zawansowaną telemetrię, opcje nagrywania, opcje wykonywania zdjęć, tryby autonomiczne i mnóstwo innych ustawień.

Jeśli wyjeżdżamy gdzieś z dronem i ważny jest każdy gram to można zaniechać pakowanie kontrolera na rzecz sterowania wirtualnymi drążkami w samej aplikacji Yuneec Pilot. Jeśli wirtualne drążki to za mało, żeby wczuć się w Modliszkę, można sterować przechylając smartfon – sprytne! Pamiętajmy jednak, że wówczas zasięg drona spada do kilkudziesięciu metrów. Selfie pomoże nam wykonać funkcja sterowania gestami, którą Mantis również posiada. Yuneec chwali się jeszcze jedną metodą sterowania – głosem. Wykorzystywany jest do tego mikrofon naszego smartfona, a komendy wydajemy po angielsku. Nie działa to zbyt dobrze, wokół musi panować niemal bezwzględna cisza, mnie nie udało się wydać bezbłędnego komunikatu, zawsze musiałem się powtarzać. Lądowanie w pobliżu siebie, poprzez komendę wydawaną do smartfona, przez hałas generowany przez drona graniczy z cudem. Mantis Q nie należy do tych najcichszych.

Z poziomu telefonu możemy też wyzwolić tryby autonomiczne jak Point Of Interest (orbitowanie wokół punktu), czy Journey (efektowne oddalenie ze wznoszeniem). W aplikacji możemy również wprowadzić ograniczenia wysokości czy odległości(wirtualne ogrodzenie). Orbitowanie nad obiektem czy „podróż” działa bez zarzutu. Tryb śledzenia przy dobrym oświetleniu działa, o ile zbyt szybko się nie poruszamy. Gubi się też w mało kontrastowym terenie czy przy małej ilości światła. pobiegnięcie ”w bok” czy za blisko oznacza najczęściej wyjście z kadru i zaprzestanie śledzenia, nawet jak dron znowu nas zobaczy. Powiedziałbym, że jest poprawny, aczkolwiek nie zaszkodziłoby nad nim jeszcze popracować.

Podczas latania dron zachowuje się stabilnie, przewidywalnie, aczkolwiek na komendy reaguje ospale, niczym sterowiec. Potrzeba chwili, żeby nauczyć się nad nim panować – instrukcja o tym wspomina. Gdy przełączymy tryb na Sport, dopiero pokazuje pazury. Potrzeba wówczas mniejszego wychylenia drążków, żeby osiągnąć wysoką prędkość a reakcja na komendy jest błyskawiczna, rzeczywiście można poczuć jakbyśmy latali dronem wyścigowym, a przypominam, że prędkość maksymalna to aż 72km/h. Obraz w każdym trybie jest przekazywany na bieżąco, producent deklaruje, że latencja wynosi poniżej 200ms i faktycznie opóźnienie jest niemal niezauważalne, a dzięki kamerze bez gimbala jesteśmy w stanie precyzyjniej sterować maszyną. Wychylając kamerę do góry, skompensujemy przechylanie się drona w przód i będziemy widzieć, co się dzieje przed nami.

Dużo zalet i kilka wad.

Yuneec Mantis Q to sztuka kompromisów, mam mieszane uczucia. Z jednej strony 4K, porządne wykonanie, dobra awionika – mimo tego, że jest oparta na opensource’owym kontrolerze, mamy wrażenie latania droższym sprzętem, jest stabilnie i przewidywalnie. Małe wymiary pozwolą cieszyć się nim w podróży, długi czas lotu i tryb sport daje masę frajdy. Wyróżnić należy też dopracowaną aplikację, działa bez zarzutu nawet na starszym smartfonie z Androidem. Stabilność połączenia i niska latencja podglądu na żywo również zasługuje na pochwałę. Jakość zdjęć jest zaskakująca przy dobrym świetle, tryb RAW i manualne ustawienia ekspozycji pomogą w wyciągnięciu większej ilości szczegółów z fotografii, trzeba jednak pamiętać, że małej matrycy nie zrekompensujemy programowo.

Na drugim biegunie mamy dość wysoką cenę zaczynającą się od 2145zł, średnie tryby autonomiczne, nad którymi należy popracować oraz stabilizacja do poprawki – GoPro w modelu Hero 7 pokazało, że się da wycisnąć dużo bez gimbala. Wiele można usprawnić programowo, od czegoś w końcu jest możliwość aktualizacji, prawda?  Niestety nie najlepsza jakość filmów, głównie za sprawą wspomnianej stabilizacji powoduje, że nadają się jedynie do pokazania znajomym czy wrzucenia na Facebooka, bądź instagrama. 

Warto, ale…

Yuneec Mantis Q to bez wątpienia dron warty zakupu, ale warto polować na okazje, wyprzedaże. Celowałbym też w zestaw X-pack, ze względu na dodatkowe akumulatory. Nie polecę go jako pierwszego drona, przez wzgląd na brak czujników, chociażby z przodu oraz stosunkowo wysoką cenę – kto chciałby stracić ponad 2 tys. po wleceniu w drzewo? Za to osoba, która ma doświadczenie, bądź lata zawodowo, ale chce się odprężyć i polatać rekreacyjnie, będzie bawiła się świetnie. Utrata Phantoma 4 czy Mavica będzie bardziej kosztowna, a Mantisem również wykonamy nie najgorsze zdjęcie, które nawet jeśli nie wyjdzie to nie zaboli, jeśli nie ma być to element portfolio.

Zalety:

  • Dobra awionika
  • Długi czas lotu
  • Małe wymiary
  • Aplikacja
  • Jakość podglądu na żywo
  • Zdjęcia w RAWach

Wady:

  • Stabilizacja wyłącznie elektroniczna
  • Mała ilość czujników
  • Nieinteligentne akumulatory

Dziękujemy firmie AeroMind za wypożyczenie drona do testów.